W niedzielę rano opuściliśmy Rio bez najmniejszych problemów. Założyliśmy, że w niedzielę ruch w mieście będzie mniejszy i trafiliśmy w dziesiątkę. Oprócz znacznie mniejszej liczby samochodów okazało się, że wiele ulic zostało zamkniętych dla ruchu pojazdów, tak aby umożliwić mieszkańcom przestrzeń do rekreacji i uprawiania sportów takich jak bieganie, jazda na rowerze czy deskorolce. W sobotę ostatniego dnia pobytu pojechaliśmy razem z Lili do dzielnicy Laranjeiras aby zobaczyć pierwszy dzień karnawału. Był to karnawał uliczny nieoficjalny, pokazy samby czyli karnawał jaki znamy z telewizji rozpoczynają się nieco później na tzw Sambodromie.
Wyjeżdżając z Rio mięliśmy okazję zobaczyć nowe nie odwiedzone przez nas dotąd zakątki południowej części miasta. Okrążyliśmy jezioro położone pomiędzy Corcovado i Ipanemą, ruszyliśmy dalej wzdłuż wybrzeża. Miasto ciągnie się prawie przez 60 km wzdłuż wybrzeża. Pierwszą noc po opuszczeniu wygodnego mieszkania Lili w którym zalegaliśmy aż 12 dni, spędziliśmy w świątyni buddyjskiej. Nadłożyliśmy 10 km ale wiedzieliśmy że prawie na pewno pozwolą nam przenocować. Świątynia położona na dość dużej posiadłości okazała się troszkę zaniedbana ale na prawdę ładna. Rozbiliśmy namiot w miejscu medytacji. Mnich i jego pomocnik poczęstowali nas prysznicem i kolacją, a cały wieczór spędziliśmy na rozmowach na tematy kulturowe. Okazało się, że mnich pochodzi z Butanu! Następnego dnia złapała nas ulewa ale udało się nam znaleźć suche miejsce na namiot tym razem pod mostem - miejsce zagospodarowane przez Urząd miasta jako magazyn i parking, tak więc i tym razem mięliśmy prysznic. Na południe od Rio de Janeiro wjechaliśmy w region zwany Costa Verde czyli zielone wybrzeże, i trzeba przyznać, że jest to bardzo adekwatna nazwa. Podczas tego tygodnia nasza trasa wiodła wzdłuż wybrzeża oceanu pełnego ślicznych zielonych wysepek oraz wysokich gór po prawej. Droga jest na pewno jedną z najpiękniejszych jakie do tej pory mięliśmy okazje przemierzać. Oprócz wspaniałych widoków, trasa jest zacieniona, roślinność wyjątkowo bujna, okwiecone drzewa, bananowce i palmy. Do tego potężne skały formujące korytarz przez który wiodła droga, wielkie wodospady, szczyty spowite w chmurach wspaniałe zapachy dojrzewających owoców. Jazda na rowerze przez taki teren sprawiała wielką przyjemność ale też miała swoją cenę. Większość drogi wiodła pod górę, jednak nie tak jak do tej pory w postaci sinusoidy lecz delikatnego nachylenia ciągnącego się kilometrami. Jesteśmy bardzo zmęczeni i bolą nas kolana. Wczoraj nocowaliśmy w domu przesympatycznej rodzinki i odpoczęliśmy śpiąc do 8 rano. Zjedliśmy spokojnie śniadanie i ruszyliśmy dopiero o 10. Taki luksus zapewniliśmy sobie tylko dlatego że rodzinka zaproponowała nam podwózkę 20 km przez najbardziej górzysty odcinek. Wczoraj w czwartek dojechaliśmy do Paraty, kolejnego mega turystycznego miasteczka. Miasto powstało w okresie gorączki złota, które zostało odkryte w przylegającym stanie Minas Gerais. Złoto było transportowane rzeką, która ma swe ujście właśnie w Paraty. Dalej było ładowane na statki i wysyłane do Portugalii. Miasteczko jest wspaniale zachowane, zadbane i jest na prawdę urocze. Dziś spotykamy się tu z Joaquimem z Aquiraz, chłopakiem u którego spędziliśmy pierwszą noc naszej podróży. Okazało się, że chwilowo przebywa w Sao Paulo, które jest położone jakieś 300 km stąd.
Dalsza trasa zapowiada się równie ciekawie choć analizując mapę wraz z różnymi doradcami wiemy, że nie unikniemy autostopu... Naszym zamiarem jest dalsza podróż wzdłuż wybrzeża aż do Curitiby aby następnie odbić w stronę granicy z Argentyną na wysokości wodospadów Iguazu. Południowe stany są znacznie droższe i ciężko jest nam zmieścić się w zaplanowanym budżecie. Oprócz weekendów najprawdopodobniej nie będziemy robić dłuższych postojów aż do Iguazu. Claudio, pan który przeprowadził z nami wywiad jeszcze w Fortalezie cały czas jest z nami w kontakcie. Gdy dowiedział się, że planujemy pobyt w Curitibie zorganizował nam tam nocleg! Mamy też parę kontaktów od spotkanych po drodze osób w Foz de Iguazu zarówno po brazylijskiej jak i argentyńskiej stronie:)
1. Pierwszy dzień karnawału z Lili
2. Drinki w postaci sopelków.
3. Niedzielna Ipanema
4. Nasze główne źródło energii. Dzień bez bananów jest smutny.
5. Nietypowy nocleg
6. Świątynia
7. Itacuruca
8. Wzdłuż naszej trasy przez Costa Verde
9. Ciąg dalszy trasy
10. Ściana lasu tropikalnego, żyć nie umierać!
11. Dalsza część trasy
12. Conceição de Jacareí. Miejsce kolejnego noclegu (spaliśmy na werandzie domu z takim widokiem)
13. Ciąg dalszy trasy
14. Mata Atlantica <3
15. Przy drodze
16. Paraty o 6 rano
17. Paraty rzeka
18. Przed jednym z domków
19. Kolejna uliczka Paraty
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Twój komentarz ma znaczenie...hahaha