19 mar 2015

Baju, baju w Paragwaju i Argentyna

Minęło sporo czasu od mojego ostatniego wpisu. Nie mieliśmy dostępu do internetu ani możliwości aby spokojnie usiąść przy komputerze i opisać nasze perypetie.

PARAGWAJ
Wjechaliśmy do Paragwaju nie wiedząc o nim zbyt wiele. Jak zwykle ostrzegano nas przed niebezpieczeństwem, kradzieżami i całym złem jakie tam panuje. Z naszego doświadczenia możemy zdecydowanie powiedzieć, że należy to traktować z przymrużeniem oka. Nauczyliśmy się, że sąsiedzi nie mają o sobie najlepszego zdania...;)
Tym razem zdecydowaliśmy się na przekroczenia granicy przeprawiając się na drugą stronę rzeki Parana, (z argentyńskiego brzegu). Trzeba przyznać, że potrójna naturalna granica pomiędzy Brazylią, Paragwajem i Argentyną jest słabo strzeżona i łatwa do przekroczenia. Dzięki otwartości Rubena i jego łatwości w nawiązywaniu kontaktów jechaliśmy prosto do domu Martina w Ciudad del Este - motocyklisty, który zaprosił nas do siebie jeszcze w Brazylii. Spędziliśmy u niego 2 noce i świetnie się dogadywaliśmy. Ciudad del Este to mały Hongkong, można tu kupić absolutnie wszystko i to bez opodatkowania. Na ulicach panuje totalny chaos.
W Paragwaju 80% społeczeństwa mówi w języku Guarani, reszta tylko po hiszpańsku. Jest to jedyny kraj Ameryki łacińskiej, w którym guarani jest językiem urzędowym i powszechnie używanym. Paragwajczycy zawdzięczają tę sytuację Jezuitom, którzy studiowali ten język, opisali jego gramatykę i ustanowili pisownię. Odwiedziliśmy ruiny osad jezuickich w Trinidad i Jesus, zbudowanych rękami Guarani. Oba obiekty są uznane jako dziedzictwo kulturowe UNESCO i są najlepiej zachowane spośród innych podobnych konstrukcji odnalezionych w regionie. W Paragwaju uzyskaliśmy spora dawkę historii. Można powiedzieć, że ludzie żyją przeszłością, która miała ogromny wpływ na aktualny poziom życia w tym kraju. Paragwaj był niegdyś państwem najlepiej prosperującym spośród swych sąsiadów. Jako pierwszy posiadał przemysł, demokrację, nie był zadłużony względem państw europejskich, mówiąc krótko rozwijał się dynamicznie. W 1864 Brazylia, Argentyna oraz Urugwaj zawarły przymierze i napadły na Paragwaj (wojna paragwajska) likwidując ponad 90% męskiej populacji pozostawiając przy życiu jedynie starców i dzieci poniżej 10-go roku życia. Terytorium kraju zostało zredukowane o połowę, w tym m.in. wodospady Iguazu. Paragwajczykom udało się odbudować społeczeństwo jednak nie wiele później 1932 1-milionowe społeczeństwo zostało nawiedzone przez kolejnego sąsiada - Boliwię (Wojna o Chaco), która chciała zagarnąć tereny Chaco, na których spodziewano się złóż ropy. Paragwajczycy obronili swoje terytorium a o ropie ani widu ani słychu do tej pory...
Z Ciudad del Este pojechaliśmy do odległej o 70 km miejscowości Santa Rita gdzie znaleźliśmy schronienie u Ochotniczej Straży Pożarnej. Następnie ruszyliśy w stronę Naranjito gdzie ugościli nas księża z którymi oglądaliśmy mecz i wspólnie gotowaliśmy kolację. Droga była całkiem dobra (oczywiście sinusoida), ziemia paragwajska jest żyzna, czerwona i lepka. Tereny przez które jechaliśmy to głównie pola uprawne soi, kukurydzy, manioku i yerba mate. Po dwóch dniach jazdy nasza świeżo wyprana odzież była opylona na czerwono, a rowery szczelnie oblepione mazistym błotem. Po drodze spotkaliśmy przesympatyczną autostopowiczkę Asię, która od ponad dwóch lat podróżuje po Ameryce Łacińskiej z Meksyku na południe. Załapaliśmy świetny kontakt i ciężko było nam się rozstać. Rozstanie nie trwało długo gdyż już po 24h spotkaliśmy się ponownie przy ruinach jezuickich! Teraz jesteśmy w kontakcie i mamy nadzieję, że nasze szlaki ponownie się skrzyżują. Choć spędziliśmy w Paragwaju zaledwie tydzień jesteśmy absolutnie pewni, że warto było go odwiedzić. Paragwajczycy są bardzo skromni, ogromnie życzliwi i gościnni. Ostatnim miastem na naszej paragwajskiej trasie było Encarnacion, również położone nad rzeką Parana. Miasto bardzo przyjemne, pełne zieleni. Co ciekawe niedawno jego centrum położone nad brzegiem zostało zrównane z ziemią. Zdecydowano się na tak potężne przedsięwzięcie gdyż miasto było nagminnie podtapiane, wysiedlono ludzi a teren przygotowano dla deweloperów...Do Argentyny przedostaliśmy się bez problemu ładując rowery do pociągu, który zabrał nas na drugi brzeg.

Yerba mate
Chyba można śmiało powiedzieć że w Paragwaju pije się więcej yerba mate niż wody czy jakiegokolwiek innego napoju. Mate widzi się wszędzie, o każdej porze dnia. Ludzie gestykulują używając jednej ręki gdyż w drugiej trzymają matero a pod pachą wielki termos. Mate jest niczym fajka pokoju, rodzina czy grupa znajomych siada wspólnie i podaje sobie mate wielokrotnie zalewane. Oprócz tradycyjnego mate zalewanego wrzątkiem pije się tzw. terere. To sama yerba mate tyle, że zalewana zimną wodą z lodem. Dodatkowo do wody z lodem dodaje się odświeżające zioła, cytrynę itd. Nie ma konkretnej pory na terere, ludzie piją je w ciągu całego dnia, w pracy, w parku, widzieliśmy kierowców zalewających mate w trakcie jazdy czy też dziewczyny na motorze, które nawet nie czekały na czerwone światło aby przyrządzić swoje mate. Najpiękniejsze jest to, że w jednym towarzystwie jest tylko jedno mate:)
My mamy już swój zestaw. Na stacjach benzynowych napełniamy termos gorącą wodą dostępną w specjalnych dystrybutorach i po drodze sobie sączymy.

ARGENTYNA
Od ponad tygodnia jesteśmy w Argentynie. W końcu jest płasko (!!!) i możemy trochę odsapnąć. Panuje okropny gorąc a odległości między miejscowościami są znaczne. Średnio pokonujemy minimum 70 km jadąc bez przerwy jedynie z przystankami technicznymi. Pokonaliśmy ostatnio maksymalną odległość 90 km po drodze krajowej pełnej tirów i bez pobocza. Po drodze tylko pastwiska, krowy, zwłoki potrąconych psów... Nie ma opcji na dłuższy postój, ale mimo wszystko jedzie się dobrze i mamy czas na podziwianie potężnych otwartych przestrzeni. Spotykamy masę podróżników na motorach, autostopowiczów a ostatnio nawet Miłosza ze Szczecina (na rowerze:). Większość ciągnie w stronę Ushuaia czyli na koniec świata. Ushuaia to Mont Everest rowerzystów silny wiatr zimno pusto a wszyscy tam jadą... My mamy plan aby zrobić sobie wakacje od podróżowania. Chcemy zostawić rowery u znajomego, którego poznaliśmy w Salvadorze, zwiedzić Buenos Aires i południe kraju tylko z plecakami. Pedałujemy już 6 miesięcy czas na przerwę!

Pozdrowienia z stacji Shell'a ;)

1. Potrójna granica


2. Paragwaj
 

3. Z Asią

4.  Paragwaj

5. Ruiny w Trinidad

6. Ruiny w Trinidad

7. W drodze do Jesus

8. Przyrządzanie terere

9. Ostatni nocleg w Paragwaju (Encarnacion)

10. Yerba mate (Argentyna)

11. Przy drodze: jedna z wielu kapliczek dla Gaucho Gil'a

12. Apostoles: stolica Yerba mate i Polaków

13. Kamping marzeń nad rzeką Uruguay w Yapeyu (na drugim brzegu Brazylia)

14. W Argentynie nie brakuje koni

15. Patyczak <3

16. Kolejny wieczór ze strażakami (Concepcion de Uruguay, Argentyna)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ma znaczenie...hahaha