24 gru 2014

Salvador i Bahia

W Salvadorze spędziliśmy aż pięć dni. Miasto jest na prawdę ładne i jakoś się  nam nie śpieszyło zwłaszcza że za pobyt nie musieliśmy nic płacić. Dwa dni z rzędu odwiedziliśmy lotnisko w celu zorganizowania wiz. Za pierwszym razem dojechaliśmy tuż przed zamknięciem więc musieliśmy wrócić następnego dnia. Jechaliśmy na rowerach w silnej lecz ciepłej ulewie. Okazało się, że Ruben jako obywatel Hiszpanii nie może przedłużyć pobytu jako turysta, podobnie jak reszta mieszkańców krajów europejskich. Wyjątkiem jest Portugalia i... Polska! Co za niespodzianka. Jestem ciekawa czy to jakieś nowe porozumienie czy zawsze tak było. Podobno największy problem z przedłużającym się pobytem w Brazylii mają Niemcy. W komisariacie wytłumaczyliśmy nasz przypadek i policjant zwyczajnie doradził nam nielegalny pobyt :) Powiedział że przy wyjeździe płaci się karę i nie ma z tym żadnych problemów ani długofalowych konsekwencji.
W hostelu atmosfera była początkowo bardzo drętwa. Młodzi ludzie z całego świata a nikt ze sobą nie rozmawiał, każdy siedział ze swoim smartfonem i tyle. Następnego dnia atmosfera trochę się rozkręciła, poznaliśmy dwóch weterynarzy z Argentyny i kilka dziewczyn które samotnie zwiedzają Brazylię zatrzymując się w hostelach i podróżując autobusem. Spędziliśmy dużo czasu na rozmowach było na prawdę fajnie wymienić doświadczenia i spostrzeżenia.

Przez większość czasu jaki spędziliśmy do tej pory w stanie Bahia, padał deszcz. Praktycznie codziennie jest szaro buro. Aby opuścić Salvador musieliśmy dostać się na prom gdyż miasto położone jest na półwyspie a wydostanie się drogą lądową oznaczałoby nadłożenie ponad 200km. Nasza trasa nadal prowadzi wzdłuż wybrzeża i wydawać by się mogło, że będzie bardziej płasko... Niestety praktycznie cały tydzień aż do dziś jedziemy po drogach tak pofałdowanych, że ma się wrażenie że asfalt biegnie pionowo do góry. Trasa choć bardzo wymagająca, wielokrotnie zapierała dech w piersiach. Niesamowita przyroda, piękne widoki, ciekawe rośliny.
W tym tygodniu nocowaliśmy w szkole w Vera Cruz, u księdza w miejscowości Nazare, w obrzydliwym ale tanim motelu (Valenca). Natomiast wczoraj (z niedzieli na poniedziałek) ksiądz z miejscowości Igrapiuna załatwił nam nocleg z przepysznym tropikalnym śniadaniem w zaprzyjaźnionej pousadzie. Wieczorem zabrał nas na kolację do domu starszych pań gdzie spędziliśmy niesamowity czas na pogaduchach i żartach oraz na degustacji ich domowych wyrobów takich jak cocada z orzechami kakaowca, cocada z kukurydzą gotowaną, "miód" o konsystencji galaretki także z owocu kakaowca, bananada i wiele innych. Rano odwiedziliśmy panie aby zrobić sobie z nimi pamiątkowe zdjęcie.
Przez potężne ulewy jakie nawiedzały ten region przez ostatni tydzień na naszej trasie zerwały się dwa mosty udało się nam jednak przeprawić prowizoryczną kładką zrobioną przez mieszkańców pobliskiej miejscowości. Rowery świetnie sobie poradziły na grząskim błotku :)
Wczoraj wieczorem (poniedziałek) dotarliśmy do Itacare, turystycznej miejscowości gdzie spędziliśmy kolejną noc w hostelu. Dziś udajemy się do ekowioski w celu spędzenia tam świąt. Otrzymamy tam wikt i opierunek w zamian za pomoc w pracach na farmie. Podobno mają tam ekologiczne kakao :D i internet. Do wioski można się dostać łódką lub 4x4. http://www.communityinbrazil.com/

Tym razem mniej zdjęć gdyż strasznie powoli się ładują. W między czasie dotarliśmy do haciendy kakaowej w środku dżungli gdzie przypłynęliśmy motorówką. Jest tu spora grupa ludzi głównie z Europy i Brazyli - wolontariuszy oraz 4 rodziny które załorzyły społeczność. Miejsce jest fantastyczne. Budynki w których mieszkamy są nowe świetnie zaprojektowane i ekologiczne. W następnym poście zdradzę więcej.

Tymczasem Wesołych Świąt!

1. Salvador

2. Zerwany most

3. Przeprawa przez rzekę.

4. Pierwsze drzewo kakaowca :):):)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ma znaczenie...hahaha