22 paź 2015

Bryza znad Pacyfiku

Droga do Limy ciągnęła się w nieskończoność. 24 godziny w fotelu wyczekując dotarcia do celu, to nie dla mnie. W takich momentach naprawdę doceniam wolność i niezależność jaką daje rower. Autobus był wygodny ale realia peruwiańskie. Na początek gdy nadeszła godzina odjazdu, ludzie zaczęli tupać i poganiać kierowcę `Już czas!´, ´Odjazd!´ ´Ruszaj!´.  Film, który nam puszczono został w połowie przerwany na rzecz smętnej monotonnej muzyki, a po kilku godzinach drogi jeden z pasażerów zaprezentował nam cudowny lek na pasożyty wyjaśniając nam przy okazji z detalami objawy chorób... Co jakiś czas do autokaru wchodzili sprzedawcy przekąsek i napojów. W nocy matka kilkomiesięcznych bliźniaków miała urwanie głowy. Maluchy miały kolkę i płakały, a do tego autobus mocno się przechylał na ostrych zakrętach, co utrudniało matce zajmowanie się niemowlętami. Dzieci leżały na fotelach lub w rękach mamy - w Peru praktycznie nie używa się fotelików. W pewnym momencie zapytałam czy mogę jej jakoś pomóc, a ta bez słowa wręczyła mi dzidzie, która natychmiast się uspokoiła. Drugie dziecko nadal się męczyło. W pewnym momencie około pięciu mężczyzn podeszło do matki proponując pomoc - każdy z własnego doświadczenia proponował rożne metody, kołysał dziecko, śpiewał. W końcu wspólnymi siłami udało nam się uśpić dzieci. Bardzo mi się podobała solidarność ludzi i szczera chęć pomocy.

Z okna autobusu obserwowaliśmy jak zmieniał się krajobraz. Zjechaliśmy z Andów i wylądowaliśmy na pustyni rodem z Mad Maxa. Lima położona jest nad wybrzeżem Pacyfiku, piaszczystym i suchym. Sama Lima nie jest zbyt urokliwa, niewielkie centrum historyczne, mało zieleni. Ruch w mieście był tragiczny, masa busików i mototaxi, które zajeżdżały nam drogę. Kierowcy pojazdów praktycznie ignorowali sygnalizacje wiec na każdym skrzyżowaniu obecna była drogówka która organizowała ruch. Spędziliśmy w stolicy 3 noce i 2 dni. Pierwszego dnia objechaliśmy centrum, natomiast kolejny dzień spędziliśmy z hostem z WarmShowers, który nas u siebie ugościł.
Wyruszając z Limy wskoczyliśmy na Panamericanę, główna arterie Ameryki rozpoczynającą swój bieg na Alasce, a kończącą w Buenos Aires. Trasa nie jest ciągła gdyż w miejscu ´połączenia´ Ameryki Południowej (Kolumbia) z Ameryka Centralna (Panama) droga nie została nigdy ukończona. Z książek Cejrowskiego kojarzę że w miejscu tym selwa - tzw. Przesmyk Darien - jest absolutnie nie do zdarcia i pomimo licznych prób nie udało się go sforsować. Dlatego tez podróżując tą trasa należy pokonać 90 km drogą morska.
Gdy opuściliśmy miasto mogliśmy w końcu zobaczyć ocean. Stalowo szary kolor będący odzwierciedleniem pochmurnego nieba nie wyglądał zbyt zachęcająco, do tego wszechogarniająca szarobura pustynia. Piaszczyste góry sięgały aż po horyzont gdzieniegdzie pokryte nierealnie zielonymi terenami uprawnymi, które sprawiały wrażenie koca rozłożonego na plaży. W miejscowościach bezpośrednio przylegających do granic Limy i będących jej przedłużeniem, widzieliśmy domy, całe osiedla umiejscowione w samym środku pustyni. Domy wybudowane na takim podłożu także wyglądały surrealistycznie. Wydawać by się mogło, że pustynia to nieodpowiednie miejsce do życia, jednak w Peru to właśnie ta część kraju skoncentrowała najważniejsze ośrodki przemysłowe i gospodarcze. To właśnie ta część kraju jest najlepiej rozwinięta i zaludniona. Wieczorem pierwszego dnia po opuszczeniu stolicy wbiliśmy się na drogę przeznaczoną dla transportu ciężkiego, jedynie ciężarówki i autokary miały zezwolenie na poruszanie się tą trasą. Nie był to długi odcinek, zaledwie 10 km. Droga alternatywna była dla nas jednak o wiele trudniejsza gdyż wspinała się po zboczu wzniesienia. Natomiast trasa którą obraliśmy oprócz tego że łagodniejsza w swym przebiegu wiodła wzdłuż wybrzeża oceanu.. Mięliśmy też szczęście gdyż przejaśniło się i mięliśmy możliwość oglądać nasz pierwszy przepiękny zachód słońca nad Pacyfikiem. Niesamowite, że na początku podróży jadąc wzdłuż wybrzeży Atlantyku mogliśmy podziwiać wschód słońca które wynurzało się z morza, a teraz będąc po drugiej stronie kontynentu obserwowaliśmy jak chowa się ono w Pacyfiku. Tego wieczoru dojechaliśmy do Miejscowości Chacra y Mar w której mieści się największa świątynia Hare Krishna w Ameryce Łacińskiej. Słyszeliśmy już o niej wcześniej i mięliśmy ochotę tam przenocować, ale okazało się że miejsce jest bardzo popularne i przez to drogie. Z całego świata zjeżdżają wolontariusze, którzy oprócz tego że pracują (uprawy ekologiczne) płacą za pobyt. Było późno ale atmosfera i ceny nas odstraszyły i postanowiliśmy poszukać czegoś innego. Tuż na przeciwko głównego wejścia mieścił się dom którym opiekowało się dwóch ogrodników pracujących także w świątyni i oni właśnie pozwolili nam rozbić namiot. Spędziliśmy z nimi sympatyczny czas a o poranku zwiedziliśmy świątynię.
Jechaliśmy dalej wzdłuż wybrzeża. Było raczej brzydko. Niebo zasnute chmurami, duży ruch na Panamericanie i intensywne zapachy z chowu kurczaków i świń. Mięliśmy za to szczęście w szukaniu noclegu. Strażacy nie robili najmniejszych problemów, do tego oferowali nam wygodne materace, kuchnię do dyspozycji i internet.
Wydawać by się mogło że opuszczając Cusco pozostawiliśmy w tyle najciekawszą archeologicznie część Peru. Nic bardziej mylnego. Owszem Cusco i okolice obfitują w inkaskie ruiny i kolonialną architekturę jednak kultura inków jest najmłodszą w Ameryce Łacińskiej. Całe Peru ma bogatą historię i wiele cywilizacji pre inkaskich. Duża ich część położona jest na wybrzeżu. Co kilkadziesiąt kilometrów jakiś ciekawy relikt z przeszłości. My mieliśmy okazję odwiedzić Caral ruiny położone zaledwie 25 km od Panamericany. Zostawiliśmy rowery u strażaków i ruszyliśmy stopem. Cywilizacja Caral jest najstarszą na terenie obu Ameryk i drugą najstarszą na świecie. Piramidy datuje się na 5000 lat, a odkryto je zaledwie 20 lat temu.  Miejsce niezwykle ciekawe choć jak na razie niezbyt zjawiskowe. Część budowli nadal pokryta jest przez piaszczyste wydmy a reszta jest częściowo zrekonstruowana, nadal trwają prace archeologiczne.

Po kilku dniach na wybrzeżu znów daliśmy się skusić na góry, hehe. To już chyba choroba.
Kordyliera Biała (Cordillera Blanca) to najwyższy łańcuch górski w Peru, wiecznie ośnieżony, położony wzdłuż wybrzeża zaledwie kilkadziesiąt kilometrów wgłąb lądu. To tu znajduje się najwyższy szczyt Peru Huascaran 6768 m n.p.m. Dotarliśmy do Huaraz, głównego miasta położonego w dolinie między Kordylierą Białą i Czarną. W górach jest cała masa malowniczych szlaków i wielodniowych trekkingów nad liczne turkusowe jeziora. My jechaliśmy prosto do naszego kontaktu z CouchSurfingu - Jenny. Okazało się, że mieszka kawałek za miastem, a dostęp do jej posiadłości był bardzo skomplikowany. Musieliśmy przekroczyć kilka razy rzekę i bardzo strome zbocza. Może by było łatwiej gdyby nie deszcz i błoto. W każdym razie Jenny okazała się bardzo interesującą osobą. Pochodzi z Colorado, a w Peru mieszka wraz z mężem od około roku -budują hostel dla miłośników gór. Aktualnie są na etapie stanu surowego, a na działce nie ma jeszcze elektryczności. My rozbiliśmy namiot w jednym z nowo powstających budynków. Pierwszego dnia postanowiliśmy pomóc naszym hostom w wożeniu piachu taczkami. Okazało się że to masa pracy, a do tego po ekstremalnie trudnym terenie. Ostro z górki, przez wąską deskę służącą za most i pod górę po kamienistej drodze. Drugiego dnia z okazji rocznicy przybycia do Ameryki wybraliśmy się na 6-godzinny trekking nad najbliższe jezioro Aguak położone na 4560 m. U Jenny spędziliśmy łącznie prawie cały tydzień. Było sielsko i spokojnie.
Wyjeżdżając z Huaraz przegapiliśmy skrzyżowanie, które miało nas ulokować na trasie wiodącej z powrotem na Panamericanę. Zorientowaliśmy się na tyle późno, że nie było sensu zawracać, a tym samym pozostaliśmy w dolinie i jechalismy drogą wzdłuż koryta rzeki. Trasa okazała się łatwa i malownicza. Przejechaliśmy przez kilka ciekawych miejscowości m.in. Yungay, które zostało całkowicie unicestwione w czasie trzęsienia ziemi w latach 70-tych, a z 20 000 mieszkańców przeżyło zaledwie 300 osób. Miejscowość ta położona jest u stóp Huascaranu (najwyższago szczytu). Dalej dojechaliśmy do Caraz gdzie zatrzymaliśmy się na noc. Miejscowość równie ciekawa z bogatą historią. Stosunkowo niedawno odkryto tam ruiny kultury Tumshukaiko, których powstanie datuje się na 300 lat przed naszą erą. Budowla nie była dotychczas dobrze konserwowana, część kamieni  użyto do konstrukcji kościoła i lokalnych domów. Co ciekawe ludzie osiedlili się w ruinach i zaledwie kilka lat temu wysiedlono ich w celu ochrony zabytku. Prace archeologiczne aktualnie są wstrzymane z powodu braku środków... . Dolina którą podróżowaliśmy stopniowo się zwężała aby ostatecznie zmienić się w kanion. Canion del Pato okazał się przepięknym i wyjątkowym  miejscem, tak odmiennym od tego co do tej pory widzieliśmy. Ściany kanionu na pewnym odcinku zbliżają się na odległość zaledwie 5 metrów, z tym że każda ze ścian należy do odmiennego łańcucha górskiego. Trasa jest trochę niebezpieczna ze względu na dość intensywny ruch pojazdów przy zaledwie jednym pasie, do tego nieoświetlone tunele i osypujące się na głowę kamienie. Dodatkową atrakcją było to, że droga wiodła z górki ;) Tego dnia dojechaliśmy do maleńkiej miejscowości Huallanca będącej sypialnią dla pracowników elektrowni wodnej. Dalsza część drogi okazała się znacznie trudniejsza choć równie piękna. Skończył się asfalt, a około południa zaczął wiać niezwykle silny wiatr, który wciskając się przez kanion podrywał piach, krople wody z rzeki, a nawet kamienie ze ścian. Gdy osiągnęliśmy apogeum gdy nie mogliśmy już utrzymać równowagi na rowerach i musieliśmy iść pieszo, złapaliśmy stopa. Było nam trochę szkoda tej trasy ale w sumie było to racjonalne rozwiązanie. W ten oto komfortowy sposób znaleźliśmy się znów na Panamericanie, a po dwóch dniach dotarliśmy do Trujillo, dużej miejscowości otoczonej ciekawymi ruinami z kultury Moche. Zatrzymaliśmy się tam w Domu Cyklisty pierwszym założonym na terenie Ameryki Łacińskiej. Kultowe miejsce w rzeczywistości okazało się trochę rozczarowujące. Zwykły dom rodzinny, połączony z warsztatem rowerowym. W domu jest jedno pomieszczenie, niewielki pokój łazienka i aneks kuchenny. Właściciel chyba już utracił ducha i nie był zbyt skłonny do kontaktów do tego byliśmy świadkami ostrej awantury rodzinnej. Na szczęście przygarnęli nas strażacy... bez nich podróż była by o wiele trudniejsza.

Jeśli jest coś w Peru co się nam nie podoba i co dość mocno daje nam się we znaki, to ruch uliczny i kultura jazdy. Prawdziwym mankamentem są klaksony, a raczej kierowcy którzy nadużywają ich z taką intensywnością, że po całym dniu may serdecznie dość. Wykrzykuję na nich obelgi i pokazuję palec. Mam wrażenie, że akt trąbienia omija mózg i działa jak odruch niezależny. Bip - Jadę, Bip - Uwaga, Bip - zielone, Bip zaraz cię wyminę, Bip - Hola Gringo. Ponadto wszystkiego rodzaju pojazdy przewidziane do transportu osób, typu busy, taksi czy mototaksi trąbią na przechodniów sprawdzając czy aby czasem nie potrzebują podwózki. Dzieje się też tak w trasie. Czasami auta przejeżdżające tuż obok nas trąbią gdy są dokładnie na naszej wysokości! Ale mamy szczęście jakby nie było! Aktualnie trwają pracę nad drugą nitką Panamericany. jest ona praktycznie gotowa ale jeszcze nie oddana do użytku. Tak więc mamy wielki szeroki pas drogi rowerowej tylko dla siebie i to na większości trasy!

1. Lima, Plaza de Armas

2. Bardzo popularny zawód w Peru. Tu wersja luksusowa.

 3. Lima, Plaza de Armas z przeciwległego narożnika

4. Lima, muzeum afro-peruwiańskie.

 5. Powoli opuszczamy stolicę.

 6. Jakieś 60 km dalej jedziemy malowniczą trasą dla ciężarówek.

7. Dojeżdżamy do Chacra y mar

8.

9. Pierwsze pagody Hare Krishna

10. Świątynia

11.

12. Pelikany widziane z daleka.

13. Pelikany mi uciekły...

14. Psia Mona Lisa

15. Caral

16. Caral - największa budowla w całym kompleksie.

17. Ta sama budowla widziana z góry

18.

19.  Kordyliera Biała, jezioro Aguak 4560 m n.p.m.

20. Jezioro Aguak

21. Jezioro Aguak

22. Cordillera Blanca

23. Spowity w chmurach szczyt Huascaran, Yungay

24. Wjeżdżamy do kanionu

25.

26.

27

28. Jest wąsko, stromo...Pięknie!

 29.

30.  W kanionie znajduje się 35 tuneli różnej długości!

31. Piknik z widokiem na mieścinę Huallanca.

32. O poranku ruszyliśmy dalej.

33.

34.

35.

36. Panamericana - najlepsza droga rowerowa ;)

37. Trujillo, Plaza de Armas

38. Trujillo, Plaza de Armas

39. Piramida Słońca, jedna z największych budowli z adobe (cegła suszona) na świecie. Kultura Moche.

40. Piramida Księżyca ciekawe miejsce Kultura Moche.

 41. Piramida Księżyca widziana z daleka.

42. Strażacy z Trujillo.

43. Dom cyklisty.

44.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Twój komentarz ma znaczenie...hahaha