2 lis 2014

Tydzień 2

 Weekend w Canoa Quebrada minął niepostrzeżenie. Ciężko było się rozstać z nowymi znajomymi więc zostaliśmy jeden dzień dłużej. We wtorek rano ruszyliśmy do Icapui następnej miejscowości na naszej trasie. Ciężko jest się przyzwyczaić do odległości pomiędzy miastami. Droga do Icapui zajęła nam 9 h! 35 kilometrów pod silny wiatr drogą ekspresową i następnie kolejne 30 podrzędną drogą pod mniej silny wiatr;) Po drodze polecono nam aby w Icapui odwiedzić Ojca Lopes'a i tak też zrobiliśmy. Padre Lopes przyjął nas w domu parafialnym jakiego z pewnością byśmy się nie spodziewali. Nowy budynek, zadbane podwórze a ściany sali spotkań były szczelnie obwieszone plakatami rewolucyjnymi z całej Ameryki Łacińskiej m.in. z Che Guevarą. Padre Lopes ubolewał nad brakiem plakatu Solidarności i zgłosił zapotrzebowanie :) Kościół w Brazylii ma zupełnie inne oblicze niż w Polsce czy Europie. Jest nastawiony na rozwój, jest mniej formalny i konserwatywny. Padre Lopes sutannę zastępuje koszulką polo i krótkimi spodniami. Kościół służy ludziom, jest nastawiony na prężną działalność społeczną. Aktywizuje lokalną ludność, wspiera ich przedsiębiorczość, w skrócie "oferuje wędkę a nie rybę". Co ciekawe większość osób zrzeszonych w kościele ma poglądy lewicowe! Działa to niesamowicie! Jestem pod wielkim wrażeniem projektów realizowanych przez Lopes'a i tak nowoczesnego i ludzkiego oblicza kościoła.
Następnego dnia po wspólnym śniadaniu i ciekawych rozmowach z Ojcem wyruszyliśmy do Grosso. W trakcie naszej powolnej drogi krajobraz zmieniał się częściej niż kartki w kalendarzu. Z suchego buszu, palmowych gajów, poprzez saliny i mangrowce. Po wioskach i opustoszałych plażach pałętają się kozy, osły i konie. Północno-wschodnia Brazylia to bardzo suchy wręcz pustynny krajobraz, który Momentami bardziej przypomina Afrykę niż nasze wcześniejsze wyobrażenie o tym kraju. Czerwone piaski, domy "lepianki", sucha ziemia na którą od 3 lat nie spadła kropla deszczu. W Grosso postanowiliśmy odwiedzić ośrodek zdrowia i zapytać o drugą dawkę szczepienia na WZW B. Okazało się że jest za darmo! Bez rejestracji i zbędnych formalności dostaliśmy szczepienia. (W Polsce szczepionka kosztuje około 100zł!). W przychodni poznaliśmy Pedro, który przygarnął nas w swoim domu połączonym z maleńką prywatną szkołą. Tego dnia udzieliliśmy też kolejnego wywiadu dla lokalnej gazety (http://gazetadooeste.com.br/europeus-percorrem-o-rn-de-bicicleta/).
Czwartek nie był łatwym dniem gdyż jechaliśmy w potwornym upale. Jednak pierwszy raz mieliśmy wiatr w plecy przez około 25 km!. Jechało się znakomicie miałam wrażenie że jakaś lina ciągnie mnie do przodu, hehe. Dalsza część drogi do Serra do Mel była istną męczarnią. Gorąco, sucho, wokół tylko busz,a droga wiodła pod górę i pod wiatr. Gdy dojechaliśmy byliśmy skonani ale ludzie w  miejscowości odciętej od świata okazali się super. Odwiedziliśmy kolejną szkołę, w której przyjęto nas z otwartymi ramionami. Po kolacji odpowiadaliśmy na mnóstwo pytań, pokazywaliśmy nasz sprzęt. Powiem wam że pozowanie do zdjęć mam opanowane do perfekcji. Każdy chciał zdjęcie z nami i rowerami, nawet dyrektor chodził za nami cały czas z telefonem. Przesiedziałam też sporo czasu w kuchni z kucharkami na kawie i pogaduchach.
Rano okazało się, że popełniliśmy strategiczny błąd. Aby kontynuować naszą podróż musielibyśmy jechać piaszczystą drogą przez busz. Na początku droga była w miarę ok ale po 2 kilometrach byliśmy zmęczeni i chcieliśmy zawracać. Na szczęście złapaliśmy stopa. Załadowaliśmy rowery na mini ciężarówkę i ruszyliśmy przez pustynię. Całe szczęście, że tak się skończyło bo okazało się iż droga wiodła przez rowerowe piekło. 35 kilometrów wzniesień piachu i żadnej cywilizacji. Mamy nauczkę na przyszłość. Nadal nie pojmujemy odległości jakie tu panują. Wiedzieliście że Brazylia jest większa od Australii?
W sobotę dojechaliśmy do Macau z zamiarem spędzenia tam weekendu. Jest to miejscowość nadmorska a droga wjazdowa do miasta wiedzie przez Saliny. Szukając miejsca na nocleg zatrzymaliśmy się w parku aby pooglądać motory ze zjazdu klubu. Jakieś  3 minuty później zostaliśmy wciągnięci na imprezę motocyklistów, dostaliśmy pełno jedzenia i piwo. Wszyscy byli pod ogromnym wrażeniem przejechanej przez nas trasy. Znów setki zdjęć, opowieści dostaliśmy pełno naklejek klubowych i przypinek. W pewnym momencie byliśmy w takim wirze fleszy, uścisków i śmiechu że nie wiedziałam co się dzieje! Oprócz jedzenia, picia, basenu był też koncert. To jednak nie koniec. W pewnym momencie wepchnięto nas na scenę abyśmy się przedstawili. Nie wiele zrozumiałam z tego co mówili ale nagle ludzie zaczęli do nas podchodzić i dawać nam kasę - zorganizowano zbiórkę pieniędzy na nasza podróż!!! Dostaliśmy 250 reali!!! (Prawie 300zł). Po prostu szok. Ruben dostał kapelusz kowboja Nordestino (typowy dla regionu). Oprócz tego dostaliśmy do dyspozycji nowiutki apartament za free! Dziś w niedzielę byliśmy jeszcze na klubowym śniadaniu no i zaliczyliśmy pierwszą przejażdżkę motorami! Ze śniadania zostało mnóstwo jedzenia, które zawieźliśmy do domu pomocy dla dzieci z problematycznych rodzin. Tam posiedzieliśmy chwilę Ruben zabawiał dzieciaki sztuczkami magicznymi. Co za weekend!
W czasie tego tygodnia mieliśmy, bardzo ciężkie chwile ale warto było je przeżyć aby móc poznać tak wspaniałych ludzi.

 1. Dom Padre Lopes'a
 2. Prywatna szkoła przy domu Pedro w Grosso
 3. Kuchnia w szkole w Serra do Mel
 4. Afryka
 5. Na imprezie
 6, Na imprezie
 7. Z Thyago, który wciągnął nas na imprezę!
8. Z motocyklową rodziną!
 9. Dziękujemy!!!!

2 komentarze:

  1. Nie, nie wiedzieliśmy, że Australia jest mniejsza od Brazylii. A z Was nieźli celebryci się robią! Oby tak dalej Kochani :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś się dziwnie czuję jak przez cały dzień nikt nie zrobi nam zdjęcia ;P hehe

      Usuń

Twój komentarz ma znaczenie...hahaha